Komunikacja w związku - gra w „moje na wierzchu” zakazana
2012/8/7 3:00:00
Rozgrywki z cyklu „moje na wierzchu” przerabia w swoim związku prędzej czy później chyba każdy. Punktem zapalnym są zwykłe codzienne sytuacje. Są ich tysiące. Wyjazd na urlop, wizyta u teściów, wyprowadzenie psa, zakiszenie ogórków...
Zaczyna się niewinnie - każda ze stron próbuje delikatnie przeforsować własne zdanie. Po godzinie słownych przepychanek spirala wzajemnych urazów i pretensji wyśrubowana jest do granic możliwości, a rozmówcy już nawet nie pamiętają o meritum sprawy.
Weźmy, dla przykładu, wyjazd na urlop. Zdawać by się mogło, że temat do rozmowy jest nader sprzyjający. Ot, dwoje bliskich sobie osób rozsiądzie się w ulubionych fotelach i będzie snuć wizje błogiego wypoczynku. A w tle - jak śpiewały niegdyś Czerwone Gitary - morza szum, ptaków śpiew, złota plaża pośród drzew. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona i w tle słychać zdecydowanie częściej pomrukiwanie i zgrzytanie zębami.
ON: Jedziemy na Kaszuby. ONA: Wiedziałam, że tak będzie... ON: Że niby co? ONA: Jak zawsze sam ustaliłeś, gdzie jedziemy. ON: Przecież co roku jedziemy na Kaszuby. ONA: No właśnie. ON: ? ONA: Więc może tym razem byś mnie zapytał, gdzie ja chciałabym pojechać? ON: Myślałem, że na Kaszuby. No to, gdzie chcesz pojechać? ONA: Może do Gdańska, albo do Kołobrzegu... ON: No widzisz, sama nie wiesz, gdzie chcesz pojechać. Poza tym morze jest zimne, ryba niedobra, a noclegi drogie. ONA: Jasne, przecież ty już dawno ustaliłeś, gdzie pojedziemy. ON: Ja po prostu wolę Kaszuby. ONA: A ja morze. ON: To może ja pojadę na Kaszuby, a ty nad morze? (żartobliwie) ONA: Jak sobie chcesz. Ta rozmowa nie ma sensu. (z irytacją) ON: Dobra, pojadę już z tobą nad to morze. ONA: Łaski bez. Pojedziesz, będziesz się bez końca dąsał, i wypominał mi to potem przez lata. ON: Z tobą nie da się jednak dogadać. Wychodzę z psem.
Rozmowa tych dwojga zostaje ucięta na potrzeby artykułu. W życiu codziennym mogłaby trwać jeszcze bardzo długo, a jej zwieńczeniem byłaby karkołomna awantura z cyklu „bo ty zawsze" oraz „bo ty nigdy", suto okraszona listą wzajemnych zarzutów i wypominań z przeszłości.
Mówię, ale nie słucham
Co poszło nie tak? Dlaczego z zapowiadającej się przyjemnie rozmowy pozostały komunikacyjne zgliszcza? Nasza para toczyła podjazdową wojenkę z cyklu „czyje lepsze". Tak naprawdę oboje nawet nie spróbowali dotrzeć do rzeczywistych potrzeb i odczuć partnera. Mówili, ale nie słuchali.
Wyobraźmy sobie, że oboje poznali się kilka lat temu właśnie na Kaszubach. Dla mężczyzny stanowią one magiczne miejsce, w którym cementuje się niejako ich związek. Kobieta z kolei jedzie co roku na Kaszuby i wydaje się dobrze bawić. Nigdy wprost nie powiedziała partnerowi, że Kaszuby wychodzą już jej uszami. Co więcej, nigdy za nimi nie przepadała. To, że się tam poznali to czysty przypadek. Postanowiła, że tym razem, choćby miała dać się pokroić, na Kaszubach jej noga nie postanie. Wspomniane morze jest tylko przykładową tarczą obronną. Gotowa jest pojechać wszędzie, byle nie w to samo miejsce.
Mężczyzna czuje się zbity z tropu i rozczarowany. To, że partnerka mówi Kaszubom wyraźnie „stop" oznacza dla niego pogwałcenie ich odwiecznego rytuału, budzi niepokój odnośnie kondycji ich związku. Kobieta jest smutna i zniechęcona. Dla niej Kaszuby są symbolem autorytarnego podejścia partnera do ich związku, nie liczenia się z jej potrzebami. Czy obie strony są świadome wszystkich tych myśli, odczuć, intencji? Oczywiście, że nie.
Marzena Iwańczuk, która w ramach wrocławskiej Makrosfery prowadzi warsztaty z komunikacji NVC (Nonviolent Communication) zwraca uwagę na fakt, że partnerzy nie odkrywają przed sobą własnych prawdziwych potrzeb.
- Dla niego urlop to czas, w którym chce celebrować stałość związku i pielęgnować wypracowane z partnerką rytuały. Dla niej wypoczynek oznacza doświadczanie czegoś nowego. Nikt jednak nie mówi, czego konkretnie oczekuje od wspólnego wyjazdu. Obie strony zatrzymały się na swojej i „jedynie słusznej" strategii, jak mają takie wakacje wyglądać. I to właśnie jest najczęstszym powodem konfliktów. Jeżeli oboje skupią się na tym, co jest dla każdego z nich ważne, to może okazać się, że pojadą na Kaszuby, przy założeniu, że po drodze zwiedzą jakieś trzy nowe miejsca lub spędzą tydzień w innym miejscu i tydzień na Kaszubach. A może pojadą w nowe miejsce, lecz będą starali się zachowywać w nim podobny rytm dnia do tego, jaki spędzali na Kaszubach. Rozwiązań jest nieskończona ilość. Chodzi o to, by ze sztywnej strategii zejść na uniwersalne potrzeby, które nie będą narzucać miejsca i osoby.
Usłyszeć potrzeby
Skupienie się rozmówcy na własnych uczuciach i potrzebach to jedna z głównych przesłanek komunikacji NVC, metody praktykowanej na całym świecie od ponad 30 lat. Gdyby tych dwoje wyraziło jasno swoje uczucia i przełożyło niewypowiedziane oczekiwania na prośby, początek rozmowy mógłby wyglądać następująco:
ON: Jedziemy na Kaszuby. ONA: Kiedy mówisz o tym tak stanowczo, jest mi przykro i czuję się poirytowana. Wolałabym, żebyś zapytał mnie najpierw o zdanie. ON: Co chcesz przez to powiedzieć? ONA: Chciałabym, abyśmy wspólnie porozmawiali o tym, gdzie pojedziemy w tym roku na urlop. ON: Przecież co roku jedziemy na Kaszuby. Myślałem, że to ci odpowiada? ONA: Nigdy ci o tym nie mówiłam, ale tak naprawdę nie przepadam za Kaszubami. Marzę o wypoczynku w innym miejscu. ON: Aleś mnie zaskoczyła. Byłem przekonany, że Kaszuby to nasze wspólne magiczne miejsce. Lubię wracać do starych wspomnień, do czasu, kiedy się poznaliśmy. Lubię też nasze wspólne rytuały. Ty nie? ONA: Zawsze będę pamiętać o wyjątkowych chwilach, jakie tam spędziliśmy, ale wolałabym poznać inne ciekawe miejsca. W nich też zapiszemy w jakiś sposób nasze historie.
Tu zakończmy, jakże odmienną od pierwotnej, wymianę zdań. Skąd taka poprawa relacji?
- Oboje pozostają w stałym kontakcie z własnymi uczuciami i potrzebami. Komunikacja NVC uczy wyrażania pragnień bez względu na to, czy druga strona odpowiada „tak" czy „nie" Ważne też, by mieli świadomość, że nie można w pełni zaspokoić swoich potrzeb kosztem drugiej osoby. Kluczem do świadomej komunikacji jest uznanie potrzeb wszystkich stron za równie ważne. Chodzi o znalezienie rozwiązania, dzięki któremu żaden z partnerów nie zgodzi się na coś, na co kompletnie nie ma ochoty - podkreśla Iwańczuk.